Dziś w me lepkie łapki wpadł Zen V. Wygrałem go w konkursie, jest jeszcze świeżo zapakowany, można powiedzieć „dziewiczy”.

Urządzonko trafia do nas w “piętrowym”, grafitowo – pomarańczowym opakowaniu z „szybką” pozwalającą nam zobaczyć sprzęt bez wyjmowania go. Po zdjęciu wieka i przeźroczystej, plastikowej tulejki możemy wyjąć Zena. Pod papierową „kołyską” w jakiej leżał zapakowany znajdziemy całkiem dobre rzeczy: słuchawki douszne Creative (nie dokanałowe), kabel USB (mini USB) do transferu danych, kabel mini jack – micro jack służący do zgrywania muzyki z radia czy innej empetrójki (micro jack wpinamy w nasze gniazdo mikrofonu, a mini jack’a do wyjścia słuchawkowego w sprzęcie audio i na Zenie włączamy nagrywanie. Wszystko „idzie” w stereo). Oprócz tego gwarancję oraz instrukcję w stylu „Getting started”, czyli wyjaśniającą krótko i zwięźle (po angielsku, nie ma wersji w języku polskim) jak obsługiwać sprzęt, jak wgrać muzykę itp. Powinna się tu także znajdować płytka z programem Zen V Series Media Explorer, ale… gdzieś ją zgubiłem. Aplikacja jest niezbędna – tylko za jej pomocą można przesłać muzykę do urządzenia (można również używać go jako dysk przenośny po odpowiednim sformatowaniu wybranej ilości megabajtów w menu urządzenia).

Player jest niewielki, ale jak na swoje rozmiary dosyć ciężki. Moja wersja jest czarno – pomarańczowa (akurat moje ulubione połączenie kolorów), podobnie jak PSP, jest wykonany z połyskliwego, bardzo podatnego na porysowanie plastiku, na którym zostają bardzo widoczne odciski palców. Z przodu oprócz 1.5 calowego wyświetlacza OLED znajdziemy 2 przyciski – play/pause oraz powróć. Do tego czterokierunkowy joystick działający również jako klawisz wyboru. U dołu znajdziemy tylko miejsce na smycz, za to góra obfituje w wejścia. Na niewielkiej przestrzeni umieszczono kolejno (od lewej): niewielki mikrofon, wejście micro jack stereo do mikrofonu (Line-In), mini jack do słuchawek oraz port USB 2.0. Na lewym boku znajdziemy przełącznik On/off i hold, pod nimi niewielki otworek, przez który można wprowadzić igłę, aby dokonać resetu urządzenia. Po przeciwnej stronie zobaczymy przełącznik głośności oraz klawisz nagrywania dla dyktafonu.

Odtwarzacz wygodnie leży w dłoni, music player ma możliwość segregowania utworów według albumów, gatunków czy wykonawców. Sprzęt pozwala nam również na tworzenie własnych playlist, ale możemy również powierzyć wybór utworów Didżejowi, który posegreguje nam i odtworzy utwory według jednej z kilku opcji, np. rzadko odtwarzane. Za pomocą Creative Sync Manager możemy synchronizować kalendarz, notatki oraz kontakty z komputerem. Wbudowany dyktafon działa świetnie, umożliwia zgrywanie muzyki z zewnętrznych źródeł w niemalże krystalicznie czystej jakości dźwięku. Tutaj mały zasłużył na gromkie brawa. Jakość dźwięku odtwarzanego stoi również na bardzo wysokim poziomie. Przy moich słuchawkach Sennheiser HD202 można to nazwać dźwiękową ekstazą. Bardzo prawdopodobne jest, że wiele osób nie podzieliłoby mojego entuzjazmu, ale nie jestem żadnym audiofilem… Jeśli jednak komuś dźwięk nie odpowiada może pobawić się equalizerem lub wybrać jeden z ośmiu gotowych przygotowanych już przez producenta. Oprócz muzyki Zen daje nam również możliwość przeglądania fotografii, w czym wyświetlacz wykonany w technologii OLED sprawia się znakomicie. Zdjęcia mają bardzo dobrze odwzorowane, żywe kolory.

Czas teraz krótko podsumować wysiłki Creativa. Mały Zen V radzi sobie zadziwiająco dobrze jako osobisty odtwarzacz muzyki. Do tego ma wiele ciekawych opcji i na dodatek jest dość przystępny cenowo. W parze z dobrymi słuchawkami stanowi on groźną konkurencję dla drogich iPodów. Już się raczej z nim nie rozstanę :)